Bronisław Nowak 1 Archiwum Prestiż, Kultura, Przyjemności

O Gryfitach, prawdziwych panach Pomorza

My, współcześni Pomorzanie, niewiele wiemy o historii Pomorza. Szkoła jej nie uczy, a w potocznej świadomości nadal pokutują przekłamania z czasów PRL-u. O odrębności tych ziem i rządzącej nimi dynastii rozmawiamy z dr. Bronisławem Nowakiem, historykiem, znawcą dziejów Pomorza i dynastii Gryfitów.

 

– Propaganda przez prawie pół wieku wmawiała nam, że Pomorze było kiedyś polskie, a więc po 1945 roku wróciliśmy na swoje, piastowskie ziemie. Tymczasem na Pomorzu przez 600 lat panowała dynastia Gryfitów a nie Piastów. Czy Gryfici mieli coś wspólnego z Piastami?

– O początkach dynastii Gryfitów możemy tylko dywagować. Rzeczywiście istnieje teoria, że wywodziła się ona z bocznej linii Piastów.

 

Bronisław Nowak2

– Tak jak teoria, że pomorscy Gryfici byli boczną linią rodu Świebodziców.

– Świeboda to było zawołanie bojowe Gryfitów z Małopolski. Ród ma korzenie na terenach połabskich. Prawdopodobnym jego założycielem był Jaksa z Kopanicy, książę pochodzący z okolic dzisiejszego Berlina. Warto mieć świadomość, że Berlin powstał z trzech leżących blisko siebie grodów słowiańskich, a założono go w czasie krucjaty, w której jednym z dowódców był Albrecht Niedźwiedź, czyli po niemiecku der Bär. Po zdobyciu słowiańskich terenów wódz ten nazwał nowe miasto, na swoją cześć, właśnie Berlinem. Natomiast Jaksa z Kopanicy został stamtąd wyrzucony. Gród będący jego siedzibą był położony w miejscu, gdzie dzisiejsza dzielnica Berlina nazywająca się Köpenick, czyli Kopanica. Jaksa najpierw trafił do Wrocławia i tam nadal nazywany był „z Kopanicy”. Następnie zniknął, a po jakimś czasie pojawił się na terenach krakowskich jako Jaksa Gryfita z Miechowa, protoplasta rycerskiego rodu. To jedna z hipotez, moim zdaniem najbardziej prawdopodobna. Skąd się wziął gryf na tarczach Gryfitów? Europa nie znała tego stwora, natomiast jego wizerunki były popularne na Bliskim Wschodzie. Czasowe zniknięcie Jaksy z Kopanicy tłumaczy się tym, że wyruszył na wyprawę krzyżową. Zapewne ze swoimi krewnymi z Pomorza. Wyjechali na Bliski Wschód i przywieźli sobie stamtąd herb.

 

– Ile Gryfici mieli wspólnego z Polską? Wielu badaczy uznaje ich za najbliższych ziomków Polaków, ale ile w tym prawdy?

– To trudne pytanie. Faktem jest, że kultura pomorska, język pomorski i tradycja historyczna nie odbiegały od kultury, języka i tradycji polskich. Obie nacje podlegały tym samym zjawiskom, przy czym Pomorze z czasem zaczęło ulegać wpływom germańskim. Niemniej związki kulturowe z Polską były jasne i czytelne. Mamy jednak całe mnóstwo pytań dotyczących tego, skąd wzięły się te bliskie związki Pomorzan z Polską. Przyjmuje się bowiem, że pierwotnie ziemie pomorskie zamieszkiwali Germanie. Potem Germanie mieli się wycofać i dopiero po stu latach pojawili się Słowianie. To wszystko miało wydarzyć się około V-VI wieku naszej ery – po upadku Cesarstwa Rzymskiego, w okresie wędrówki ludów. Tymczasem odkryte pod Nową Wsią Lęborską cmentarzysko świadczy o ciągłości pochówków, jednolitych kulturowo, mniej więcej od czasów rzymskich aż do czasów chrześcijańskich, a nawet do XII-XIII wieku. Te wykopaliska dowodzą, że przez blisko tysiąc lat chowani tu byli ludzie pochodzący z tego samego kręgu kulturowego. Jeżeli w XII-XIII wieku byli to Słowianie, to wcześniejsi Pomorzanie też nimi byli. W wyodrębnieniu się państwa pomorskiego ze Słowiańszczyzny pomogły naturalne granice, a w szczególności niemożliwa do sforsowania w tamtych czasach Noteć. Rzeka ta rozlewała się nawet na kilkanaście kilometrów. Piastom nie było łatwo uzyskać dostęp do tej części Pomorza, które dziś nazywamy środkowym i zachodnim. Opanowanie ujścia Wisły było dużo prostsze dlatego, że przesmyk między bagnami Noteci a Wisłą w okolicach Bydgoszczy, gdzie powstały pierwsze kasztelanie mające go strzec, pozwalał na swobodne wprowadzanie tamtędy armii i zbrojną akcję na tym terenie. Reakcja na to, co działo się w Szczecinie lub pod Kołobrzegiem była trudniejsza. Trzeba było obejść Noteć i atakować Pomorze od strony Wisły, a z tego robiła się kosztowna kampania wojenna na kilka lat.

 

– Jak doszło do tego, że mieszkańcy Pomorza zechcieli stworzyć osobne państwo?

– Gdzieś w czasach plemiennych zaczęły się wyodrębniać obszary, na których plemiona prowadziły swoją działalność osadniczą i gospodarczą. Z czasem plemiona zaczęły wiązać się w związki wymuszone zagrożeniami. W podobny sposób egzystowały plemiona słowiańskie na przykład w Meklemburgii, późniejszej Brandenburgii, czy Dolnej Saksonii, aż po dzisiejszy Hamburg. Po próbie ekspansji Karola Wielkiego plemiona te musiały zawiązać sojusze dla lepszej obrony. Były to jednak luźne związki, nie tworzące państwowości. Podobna sytuacja zaczęła dotyczyć Pomorza tak naprawdę dopiero w XII wieku, gdy w 1147 roku ruszyła wielka wyprawa z książętami niemieckimi na czele, pobłogosławiona przez papieża jako krucjata. Jej celem były ziemie pogańskich Obodrytów i innych Słowian połabskich, jednocześnie jednak Albrecht Niedźwiedź uderzył na chrześcijański wówczas Szczecin. Niewątpliwie w tym czasie państwo pomorskie było już dobrze zorganizowane, dzięki czemu mogło się obronić. Kilkanaście lat wcześniej nie obroniło się przed Bolesławem Krzywoustym, który łatwo wkroczył na jego tereny, zdobył Kołobrzeg i zrobił z książąt pomorskich lenników.

 

– To jest chyba jeden z najważniejszych momentów w historii polsko-pomorskiej. W czasach nam współczesnych wykorzystywano go do wykazania polskich praw do tych ziem. Skoro najpierw zajął te ziemie Mieszko I, Bolesław Chrobry, a potem jeszcze Bolesław Krzywousty to znaczy, że Pomorze było polskie.

– Problem w tym, że nie wiemy, czy Chrobry zajął Pomorze. Wiemy na pewno, że wyprawa Mieszka I przeciwko Wolinianom, którzy mu zachodzili za skórę, spowodowała opanowanie ujścia Odry. W związku z tym przyjmuje się, że w czasach Chrobrego kontrola polska nad Pomorzem nadal istniała, jednak przekaz o pobycie Chrobrego na terenach pomorskich jest niepewny i wielu historyków go kwestionuje. Tomasz Kantzow, którego można nazwać Janem Długoszem Pomorza, pisze, że Słupsk powstał w ten sposób, iż w 1007 roku dotarł do tych terenów Bolesław Chrobry i wbił w dno rzeki słupy graniczne. Skoro w świadomości kronikarza, zgermanizowanego Pomorzanina, istniało przekonanie, że Bolesław Chrobry był na Pomorzu, tym bardziej tradycja taka mogła pozostać żywa wśród ludzi, którzy tu mieszkali. Pierwszym księciem pomorskim, którego znamy ze źródeł, był władca opisany w źródłach niemieckich jako Zemuzil. W polskiej historiografii przyjęło się, że to zniekształcone imię Siemomysł. Biorąc pod uwagę fakt, że imię takie występowało na początku w dynastii piastowskiej (pisze o tym Gall Anonim) uznaje się tego Siemomysła za księcia wywodzącego się z dynastii Piastów. Miał on rozstrzygać swoje sprawy przed cesarzem jako książę zwierzchni dla całości terenów Pomorza.

 

– Na historycznych forach internetowych ich użytkownicy spierają się o to, w jakim języku mówili pomorscy Gryfici.

– Z całą pewnością przez pierwsze wieki porozumiewali się językiem słowiańskim. Bogusław V i Warcisław IV rozmawiali z królami polskimi bez udziału tłumaczy. Sugeruje to także zapis ręką cesarza Konstantyna Porfirogenety, który na początku X wieku napisał traktat o sąsiadach Bizancjum i o sąsiadach tych sąsiadów. Napisał w nim, że na północy aż po Morze Wenedyjskie – zwróćmy uwagę, że nie nazywano go Normańskim albo Wikingskim, ale właśnie Wendyjskim, a Wendami najwcześniej określano Słowian – zamieszkują Lechici, i wszystkie ludy od gór po morze mówią w tym samym języku. Dynastia Gryfitów porozumiewała się tym językiem w linii słupskiej do połowy XV wieku, a w linii szczecińskiej przynajmniej do drugiej połowy XIV wieku. Dopiero od czasów Eryka II i Bogusława X ród ostatecznie ulega germanizacji. Podobnie nie możemy traktować całości rycerstwa pomorskiego jako osiedleńców germańskiego pochodzenia, a wszystkich mieszczan jako przybyszów z Niemiec, którzy – jak twierdził przyjaciel Lutra, Filip Melanchton – mieliby reprezentować wyższą kulturę i zakładać tutaj miasta.

 

– Polityka prowadzona przez ród Gryfitów musiała być bardzo sprytna, skoro państwo i dynastia przetrwały prawie 600 lat. Tym bardziej, że Pomorze znajdowało się między młotem a kowadłem, to jest między rywalizującymi ze sobą dużymi sąsiadami, czyli Polską i Cesarstwem Niemieckim.

– Polacy i Niemcy to jeszcze nie wszyscy chętni do zajęcia państwa pomorskiego. W kolejce stali jeszcze Rugijczycy i Duńczycy, którzy na Pomorzu znaleźli się już na początku XIII wieku, zajmując całe te ziemie. Według wspomnianego już Kantzowa nazwa Gdańsk miała pochodzić od „Dansk”, czyli „duński”. Tymczasem, zanim jeszcze usłyszano o Duńczykach na tym terenie, z „Męczeństwa Świętego Wojciecha” dowiadujemy się, że trafił on do miasta Gyddanyzc.
Gryfici prowadzili politykę lawirowania. Wykorzystywali meandry polityki, alianse i wrogości między poszczególnymi krajami niemieckimi. Nie jest prawdą, że Pomorzanie przyłączali się w każdym sporze do mocniejszego, ale często tak było. Tak też było w odniesieniu do Duńczyków: gdy tylko Gryfici zorientowali się, że Duńczycy po podboju Estonii, południowej Szwecji i Finlandii zajmują cały Bałtyk, szybko złożyli im hołd lenny, bo była to jedyna szansa na uratowanie państwowości. Gdyby nie złożyli hołdu, obca armia zabrałaby im wszystko. Gryfici prosili wówczas o wsparcie książąt polskich, ale ci im nie pomogli. W tym momencie Polska ostatecznie utraciła kontrolę nad Pomorzem. Jedynie w Gdańsku urzędowali namiestnicy polscy. Od nich zaczyna się dynastia książąt gdańskich, którzy choć nie mieli korony książęcej, byli przez książąt polskich wyznaczeni jako pierwsi wśród równych. W chwili, gdy Duńczycy wycofali się z Pomorza, książęta gdańscy natychmiast wykorzystali sytuację i weszli na ich tereny zabierając, ile mogli, czyli teren od Gdańska do Sławna.

 

– Książęta z rodu Gryfitów mają także stale problem z Polakami, którzy wyciągają co chwilę rękę po fragmenty ich ziem. Cały teren nadnotecki, czyli południe Pomorza, przypada Polsce za sprawą Krzywoustego, który stawia tam swoje grody.

– Te grody były bardzo ważne dla bezpieczeństwa państwa polskiego, bo miały zapobiec sytuacji, która zagroziła państwu za czasów Mieszka II. W 1032 roku zaatakowali Polskę Niemcy, Czesi i Rusini a – jak się przypuszcza – także Pomorzanie, co doprowadziło do krótkotrwałego rozbioru Polski. Wiek później Bolesław Krzywousty odebrał Pomorzu możliwość ekspansji na wschód, przejmując kontrolę nad Pomorzem Gdańskim. Obszar na północ od zlewiska Warty i Noteci jako pograniczny przechodził z rąk do rąk. Na tych ziemiach książęta polscy i pomorscy osiedlili templariuszy. Kilkadziesiąt lat później ten spór wykorzystali Brandenburczycy, kupując ziemię lubuską od księcia śląskiego Bolesława Rogatki.

 

– Bardzo często formą zabiegów dyplomatycznych władców Pomorza były małżeństwa. Śledząc losy potomstwa książąt możemy dojść czasami do wniosku, że wydawali oni swoje córki za kogo tylko się dało, żeby zapewnić pokój swojej krainie.

– Nie tak to należy rozumieć. Małżeństwo było potwierdzeniem zawartego układu międzypaństwowego, a nie odwrotnie. Nie mamy dokumentów zawiązywania takich układów na Pomorzu, ale znamy małżeństwa i stąd wiemy, że układy takie zawierano. Wydawanie córek za mąż za władców z sąsiednich krajów albo ożenek z przedstawicielką rodziny panującej z tych krajów nie było w średniowieczu niczym niezwykłym. Tak się wtedy uprawiało politykę. Okazuje się przy tym, że Pomorzanie nie tylko odpierali ataki innych na swoje ziemie, ale sami potrafili zaleźć za skórę Brandenburczykom, Hanzeatom czy Duńczykom. Podróżującym promem do Skandynawii zwracam uwagę na wyspy Lolandię i Falster na południu Danii, które w średniowieczu należały do książąt pomorskich. Król duński Waldemar IV, prowadząc wojnę z Brandenburczykami i Meklemburczykami, co było na rękę księciu pomorskiemu Bogusławowi V, zastawił u niego regalia, aby mieć pieniądze na dalsze zmagania. Później nie mógł zastawu wykupić, bo nie miał pieniędzy. Stąd zapewne Gryfita, w zamian za dług, stał się panem czterech wysp. Przejeżdżając z Lolandii na Zelandię trafimy na zamek Wordinborg, rozbudowany przez króla Danii, tego który zastawił swoje regalia. Przy tej warowni znajdziemy informację, że jest to najdalej wysunięty na południe duński zamek wybudowany dla obrony przed Słowianami. Zna pan w Polsce jakiś zamek wybudowany dla obrony przed Duńczykami?

 

– Nie znam.

– Właśnie, bo takiego zamku nigdy nie było. W ten sposób doszliśmy do prawdy, że to nie duńscy Wikingowie byli najgroźniejszymi rabusiami na morzu bałtyckim. Duńczycy panicznie bali się Rugijczyków. Uważali, że to najokrutniejsi rozbójnicy morscy, którzy rabują wszystkich i wszystko. Jedyna wyprawa Wikingów na tereny pomorskie, jaką znamy ze źródeł, to wyprawa odwetowa w okolice Szczecina za to, że w roku 1136 książę pomorski Racibor spalił im jedną ze stolic, położoną na terenie obecnej południowej Norwegii. Jak pisze kronikarz Sakso Gramatyk, najechał ich olbrzymią armią. Na każdej łodzi Racibor miał czterdziestu zbrojnych i dwa konie, dzięki czemu władca pomorski był w stanie uformować konnicę i uderzyć nią na Normanów. Ci skryli się za obwałowania, co jednak nie uchroniło ich przed klęską. Sakso pisze nawet, że wbrew swojej dzielnej północnej naturze wszyscy obrońcy uciekli, a Racibor zrównał gród z ziemią. W odwecie za to Duńczycy przypłynęli w okolice Kamienia Pomorskiego, spalili tam kilka wsi i postanowili zdobyć Szczecin. Gdy jednak stanęli pod jego murami i zobaczyli, że miasto leży na wysokiej skarpie, stwierdzili, iż nie da się go zdobyć. Odtąd w języku duńskim używano powiedzenia, że coś jest jak Szczecin, czyli nie da się tego osiągnąć. To wszystko opisał Sakso Gramatyk, a czy znamy na Pomorzu tę kronikę? Jedynie w wąskim gronie, bo nikt jej dotąd nie rozpropagował. U nas się bierze pod uwagę tylko Galla Anonima, który pisał, jak to Polacy bili Pomorzan. O tym jednak, jak Pomorzanie bili Duńczyków nic w podręcznikach nie znajdziemy.

 

– Związki dynastyczne Gryfitów doprowadziły do tego, że jeden z nich – książę Kaźko Słupski – miał szansę zostać królem Polski. O tym piszą polskie podręczniki historii. Jakie były rzeczywiste szanse na objęcie przez niego tronu Królestwa Polskiego?

– Bardzo duże. Dwa lata przed śmiercią Kazimierz Wielki spisał testament, w którym wskazał, że jego następcą na tronie Polski ma zostać jego wnuk Kazimierz, zwany Słupskim. Niestety testament ten zniszczono nad trumną króla. Zamiast niego potwierdzono wcześniejszy dokument ugody budzińskiej z 1355 roku, a zatem prawnie ważniejszy. W nim król Kazimierz zaznacza, że gdy nie będzie miał męskiego potomka, to jego następcą na tronie polskim będzie król węgierski.

 

– Dlaczego państwo pomorskie nigdy nie stało się królestwem? Może to by je uratowało przed upadkiem.

– Na królestwo nigdy nie było szans. Fatalna sytuacja Pomorza polegała na tym, że aby przetrwać przez wieki księstwo musiało pozostawać zawsze w aliansie z kimś silniejszym. Ci partnerzy nigdy nie dopuszczali do wzrostu znaczenia Pomorza. Na taki stan rzeczy składało się ponadto wiele innych utrudnień i przeszkód. Stąd książęta pomorscy pozbyli się królewskich ambicji we własnym kraju.

 

– Dynastia, która radziła sobie znakomicie przez sześć stuleci, wymarła w XVII wieku w ciągu kilkunastu lat. Jak to możliwe?

– To rzeczywiście dziwna sprawa, choć historycy przyjmują na ogół, że stało się to w sposób naturalny. Pamiętajmy jednak, że Gryfici kilkakrotnie podpisywali z Brandenburczykami umowę „na przeżycie”. W XVI wieku zakładał on, że jeśli margrabiowie brandenburscy wymrą, to ich kraina przejdzie w ręce Gryfitów, a jeśli wymrą Gryfici, to Pomorze przechodzi na rzecz Brandenburgii. Podpisał ten układ jedyny wówczas margrabia brandenburski, bo inni jego krewni już wymarli, a on sam był już w sile wieku i nie miał potomków. W takiej sytuacji każdy władca zaakceptowałby taki układ. Wkrótce jednak margrabia pojął młodą żonę i miał z nią kilku synów, tymczasem Gryfici wymarli w dziwnych okolicznościach.

 

– Podejrzewa pan, że Gryfici zostali celowo pomordowani przez przeciwników?

– Wykluczyć tego nie można, jako że Brandenburczycy realizowali swój pomysł systematycznie od lat. Charakterystyczne w tym względzie jest pierwsze małżeństwo Bogusława X z Małgorzatą Hohenzollern, która miała w swojej świcie lekarza dokonującego kilkakrotnie zabiegów poronienia. Dlaczego? Ponieważ obowiązywał taki sam układ, jak ten wspomniany wcześniej: jeśli Gryfici nie będą mieli potomków, to Brandenburczycy przejmą ich włości. Małgorzata została odsunięta do prowincjonalnego zamku księstwa i tam niedługo zmarła. W czasie procesu, który jej wytoczono, udowodniono jej, że nie tylko celowo powodowała poronienia, ale także pozostawała w intymnych stosunkach z owym lekarzem.

 

– Którego z Gryfitów uważa pan za najwybitniejszego? Tak jak inni historycy wskaże pan Bogusława X nazywanego Wielkim?

– Wielkość Bogusława X polega na tym, że był jednym z pierwszych renesansowych władców w Europie. Na czym polega jego postępowość? Jego punkt widzenia na to, jak powinno funkcjonować nowoczesne państwo wyprzedzał poglądy innych władców. Bogusław zreformował państwo pomorskie i miał to szczęście, że pod jego berłem zlikwidowane zostały różnice wewnętrzne, przez co stało się ono spójne i jednorodne. Trzeba mu oddać cześć także za to, że podniósł prestiż Pomorza na arenie międzynarodowej i umiejętnie stosował marketing polityczny. Trafił na dogodne czasy i sprostał im, ale czy do końca?
Wybitnych władców na Pomorze można dostrzec mnogość. Nikt ich nie chce dziś docenić, bo nie ma już państwa pomorskiego i historyków pomorskich, którzy wiedzieliby, w jaki sposób do tej historii się odnieść. Koniec państwa pomorskiego nastąpił w XVII wieku, gdy je brutalnie rozebrano, likwidując jednocześnie tradycję historyczną. Zrobiono to tak sprawnie, że w ciągu wieku Pomorzanie uznali, że są Niemcami, choć przedtem skutecznie bronili się przed Brandenburczykami, Sasami, Duńczykami i systematycznie z nimi wygrywali konflikty.
Spośród najwybitniejszych władców z rodu Gryfitów prymat przyznaję księciu Bogusławowi V. W kronikach nazywany jest Wielkim, ale ponieważ nie mogło być dwóch Bogusławów nazywanych Wielkimi, bo się mogli mylić, więc historycy niemieccy uznali ostatecznie za wielkiego tylko Bogusława X. To było też wygodne dla udowodnienia tezy o niemieckości Pomorza. Bogusław X nie mówił już po polsku, a posługiwał się tylko językiem niemieckim. Wychowany był w przesiąkniętym kulturą niemiecką otoczeniu dworu swego ojca, księcia po zachodniej stronie Odry.

 

– Wychodzi na to, że to, co znamy jako historię Pomorza jest niemieckim punktem widzenia na historię Pomorza?

– Tak to można w uproszczeniu określić. Z drugiej strony znamy także polski punkt widzenia na temat dziejów Pomorza. Po drugiej wojnie światowej w polskiej historiografii był taki trend, aby zaprzeczać temu, co pisali o tych ziemiach historycy niemieccy. To, co u nich było dobre, dla polskiego historyka musiało być złe. I na odwrót. Na Pomorzu wydarzyło się bardzo wiele, a polskie podręczniki do historii generalnie odrzucają to wszystko twierdząc, że tu nie działo się nic ciekawego. Do tej pory powstało tylko kilka prac historycznych, i polskich, i niemieckich, które opisują dzieje tej ziemi z punktu widzenia pomorskiego. Mam nadzieję, że historia Pomorza przejdzie kiedyś swój renesans i znacznie szersze audytorium pozna wszystkie jej zawiłości i uroki. Wszak dzieje Gryfitów to gotowy scenariusz na bardzo dobry serial historyczny.